Premier w Monachium określił europejską politykę klimatyczną jako „eldorado dla Putina”, które pozwala mu za pomocą broni gazowej i paliwowej finansować swoją agresywną politykę.
Ostatnie dni coraz większego napięcia na Wschodzie i niespotykana mobilizacja wspólnoty transatlantyckiej i europejskiej wobec rosyjskiej agresji dawały nadzieję na co najmniej powstrzymanie degrengolady polskiej polityki zagranicznej. Prezydent Duda zaczął być zapraszany na spotkania i konsultacje w ramach największych państw NATO z USA, trwały intensywne kontakty resortów obrony i spraw zagranicznych Polski i sojuszników, również polskie przewodnictwo w OBWE wypadać zaczęło znacznie lepiej.
Jednak, niestety, to tylko fasada i pozory. Prawdziwą pozycję i stosunek Polski do kluczowych wyzwań dzisiejszego świata najlepiej oddaje specyficzny występ premiera Morawieckiego na tegorocznej i najwyraźniej tradycyjnie pechowej dla niego, właśnie kończącej się Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Konferencja, która w tym roku zgromadziła niespotykaną liczbę liderów wspólnoty atlantyckiej zajmowała się w zasadzie trzema głównymi tematami – rosyjską agresją na Ukrainę kwestiami klimatu i pandemii.
I podczas gdy wszyscy mówcy świata zachodniego podkreślali zjednoczenie i wspólne stanowisko świata zachodniego w tych kwestiach, polski premier znowu jak w 2018 roku zaskoczył wszystkich spojrzeniem na świat. Przypomnę, że w 2018 wywołał skandal, stwierdzając publicznie na konferencji prasowej że byli też „żydowscy sprawcy Holocaustu”.
Tym razem również postanowił zabłysnąć swym intelektem i w dyskusji na temat rosyjskiej agresji na Ukrainę określił europejską politykę klimatyczną jako „eldorado dla Putina”, które pozwala mu za pomocą broni gazowej i paliwowej finansować swoją agresywną politykę.