Bronisław Komorowski chciał odpocząć z żoną i wnukami od miejskiego zgiełku i wyjechał wraz z bliskimi do swojej posiadłości w Budzie Ruskiej na Podlasiu. Niestety, rozprzestrzeniający się koronawirus pokrzyżował jego plany. Komorowscy mieli się opiekować wnukami, lecz ostatecznie to dzieci musiały zaopiekować się nimi. – Dbają, abyśmy nie chodzili do sklepu i nie kontaktowali się niepotrzebnie z innymi – powiedział Fakt24 były prezydent. Wyznał też, że jest w grupie największego ryzyka, ze względu na wiek i kłopoty zdrowotne.
Fakt24: Aleksander Kwaśniewski, podobnie jak politycy opozycji i wielu Polaków, domagał się od rządzących na łamach Faktu, zmiany daty wyborów prezydenckich. Pan wybiera się na wybory?
Bronisław Komorowski: To trudna decyzja, nie wiem. Przepuszczę to przez filtr własnej odpowiedzialności za siebie i bliskich. Zachowam się tak, jak wezwą do tego środowiska polityczne, będące w opozycji. Są różne inne możliwości wyjścia z tej sytuacji. Dzisiaj zadaniem numer jeden jest naciskanie na władzę, aby zrezygnowała z szaleństwa przeprowadzania wyborów w czasie epidemii.
Kandydaci na prezydenta mówią, że jeśli wybory nie zostaną przełożone, i tak wystartują. Pan postąpiłby podobnie?
– Można się nie wycofywać, a apelować o bojkot wyborów. Po to, by później, powołując się na niską frekwencję, pokazać brak legitymizacji Dudy na drugą kadencję. To kwestia przyzwoitości, a nie taktyki wyborczej. Nie może być ważniejsza walka o przetrwanie, jaką uprawia Andrzej Duda, od zdrowia Polaków i zmniejszenia ryzyka rozprzestrzeniania się epidemii.
Co powinna zrobić opozycja?
– Mówić jednym głosem, wybrać spójną taktykę na okres przedwyborczy, wyborczy i powyborczy. Można szukać rozwiązań pośrednich. A ja zwracam się do rządzących o wprowadzenie stanu nadzwyczajnego i przesunięcie tych wyborów. To możliwe, skoro tak szybko udało się wprowadzić ustawę ws. koronawirusa, dającą władzy uprawnienia nadzwyczajne.
Nie wierzy pan w to, że do maja uda się opanować sytuację?
– Władza zbyt optymistycznie ocenia kwestię końca epidemii. Nie wiadomo skąd wzięli ten termin świąt wielkanocnych. To mnie nie przekonuje.
Jest pan z dala od Warszawy. Wyjechał pan do swojego domu na Suwalszczyźnie w obawie przed koronawirusem?
– Planowaliśmy z żoną i wszystkimi wnukami wyjazd z Warszawy już dużo wcześniej, gdy w Chinach rozpoczęła się epidemia. Nie zakładaliśmy, że dzieci nie będą mogły normalnie pracować. Ostatecznie spędzamy czas z częścią wnuków i dzieci. Dzieci się nami opiekują, abyśmy nie chodzili do sklepu i nie kontaktowali się niepotrzebnie z innymi. Jesteśmy w grupie najpoważniej zagrożonych ze względu na wiek i moje kłopoty ze zdrowiem. Niepokoję się o bliskich, którzy zostali w Warszawie, ale na razie nie planuję powrotu.
źródło: fakt.pl