Bronisław Komorowski uczestniczył w konferencji „Security and Consular Functions in Times of Crisis”, podczas której miał wystąpienie dotyczące bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej.
Konferencja odbyła się 25 października 2019 r. w Rydze.
Poniżej prezentujemy treść wystąpienia.
Najważniejszą właściwością współczesnego euroatlantyckiego środowiska bezpieczeństwa z polskiego punktu widzenia jest konfrontacja polityczna między Rosją i Zachodem. W jej ramach – co oczywiste – szczególnego znaczenia nabiera region Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polska. I z tej właśnie perspektywy chciałbym spojrzeć na problemy naszego bezpieczeństwa.
W zależności od możliwych scenariuszy różna może być rola naszego regionu w narzuconej przez Rosję, drugiej już, tym razem hybrydowej zimnej wojnie w Europie. Spójrzmy zatem na początek na możliwe scenariusze rozwoju sytuacji na linii Rosja – Zachód. Czy w perspektywie dalszych lat utrzymywać się będzie, a może nasilać neozimnowojenna konfrontacja, czy nastąpi odwrót od niej do „chłodno-pokojowej”, zdroworozsądkowej kooperacji, czy też może przyjmą one najbardziej katastroficzny charakter niechcianej wojny „gorącej”?
Najbardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz neozimnowojenny. Jeśli Rosja nie zmieni szybko i wyraźnie swojego kursu politycznego, obecna, hybrydowa zimna wojna będzie trwać. To Rosja ma w ręku klucze do spełniania się lub wykluczenia tego scenariusza. Nie napawa optymizmem ostatni spadek poparcia dla prezydenta W. Putina. Doświadczenie pokazuje bowiem, że metodą na poprawę notowań władzy były w Rosji zewnętrzne konflikty.
Warto jednakże zauważyć, że od Zachodu z kolei zależy charakter tej nowej zimnej wojny. Można wyróżnić dwie jej odmiany: stabilizacyjną i destabilizacyjną. Jeżeli Zachód adekwatnie zareaguje na działania Rosji, jeśli wypracuje skuteczne mechanizmy powstrzymywania, odstraszania, neutralizowania presji i szantażu, obrony przed potencjalnymi nowymi formami agresji itp., to powstaną po prostu twarde mechanizmy wzajemnego równoważenia się, blokowania i tym samym stabilizowania neozimnowojennych stosunków z Rosją.
Jeżeli natomiast Zachód nie będzie w stanie reagować adekwatnie na rosyjskie wyzwania i nie wykształtują się czytelne mechanizmy właściwe neozimnowojennej konfrontacji, będziemy mieć do czynienia z niestabilnym scenariuszem drugiej zimnej wojny między Rosją i Zachodem. Ryzyka wystąpienia w niej konfrontacji zbrojnej byłyby dużo większe, a w skrajnej postaci mogłyby stać się akceleratorem wybuch wojny gorącej, czyli zrealizowania się czarnego scenariusza.
Przejdźmy teraz do drugiego scenariusza, tj. ewentualnego odejścia od konfrontacji nezoimnowojennej na rzecz zdroworozsądkowej kooperacji, czyli „chłodnego pokoju”. Jego prawdopodobieństwo jest dzisiaj mniejsze niż scenariusza pierwszego, aczkolwiek im bardziej wydłużymy horyzont prognozy, tym wydaje się ono zwiększać.
Wiadomo dosyć powszechnie, w Rosji także, że Rosja nie może wytrzymać zbyt długo konfrontacji, zwłaszcza ekonomicznej, z Zachodem. Jej gospodarka jest na to za słaba i dłuższa zimna wojna może doprowadzić do skutku podobnego, jak pierwsza zimna wojna, która zakończyła się upadkiem Związku Radzieckiego w 1990 roku. Tym bardziej, że gospodarka rosyjska zależy nie tyle od własnej polityki, co od niezależnych od niej cen ropy na rynkach światowych.
Dlatego rządząca ekipa w Rosji, mając świadomość ryzyka przedłużającej się konfrontacji z Zachodem, może celowo doprowadzić do manewru politycznego podobnego do tego, jaki zastosowano za Borysa Jelcyna kiedy ten przekazał władzę Władimirowi Putinowi. Nowy władca może mieć otwartą swobodę dokonania zwrotu politycznego ku kooperacji z Zachodem. Dodajmy, że taka zmiana może być także wymuszona metodą rewolucyjną, tj. przez zbuntowany naród, widzący polityczne dążenie ku katastrofie.
W sumie, scenariusz kooperacyjny może pojawić się jako opcja z wyboru lub wymuszona. W perspektywie dekady zmiana kursu politycznego Rosji wydaje się bardzo prawdopodobna i dlatego w dalszym horyzoncie ten scenariusz wypadałoby stawiać na pierwszym miejscu, przed poprzednim, neozimnowojennym.
Co do scenariusza najgorszego z możliwych, tj. „wojny gorącej”, to warto podkreślić na wstępie, że należy brać pod uwagę jego dwie odmiany: konflikt ograniczony i wojnę na pełną skalę. W warunkach nowej, hybrydowej zimnej wojny wybuch konfliktu bezpośredniego między dwoma stronami jest niestety „do pomyślenia”. Dotyczy to w szczególności agresji skrytej, zakamuflowanej, podprogowej, czyli poniżej progu otwartej, regularnej wojny (przykład takiej agresji mieliśmy na Krymie i w pewnym stopniu także w Donbasie).
Mniej prawdopodobna, ale jednak dużo bardziej prawdopodobna niż w pierwszej zimnej wojnie, może być agresja otwarta, ale na ograniczoną skalę. Jej możliwość wiąże się z rosyjską doktryną parasola z taktycznej broni atomowej w ramach doktryny tzw. deeskalacji nuklearnej konfliktu konwencjonalnego. Brak odpowiedzi NATO na tę doktrynę może zwiększać ryzyko wojny ograniczonej, generując w Rosji pokusę przeprowadzenia błyskawicznej i ograniczonej operacji dla ważnego zysku politycznego, utrzymywanego następnie metodą tzw. „faktów dokonanych”.
Najmniej możliwa i najmniej prawdopodobna jest natomiast wojna na dużą skalę między Rosją i Zachodem, jako że podobnie jak przez lata pierwszej zimnej wojny działa tu odstraszanie nuklearne wedle zasady „wzajemnego gwarantowanego zniszczenia”. Taka wojna mogłaby być oczywiście tylko następstwem wypadku lub wyrwania się spod kontroli konfliktu ograniczonego, co z kolei wskazuje, że w sumie ryzyka wojny gorącej w warunkach hybrydowej zimnej wojny są większe niż w warunkach zimnej wojny XX wieku.
Na tle takich warunków bezpieczeństwa w obszarze euroatlantyckim można nakreślić trzy generalne opcje (scenariusze) co do miejsca i roli w nim regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Zależą one od tego, czy w nadchodzących latach główną tendencją będzie nasilanie się neozimnowojennej konfrontacji między Rosją i Zachodem, czy też poszukiwanie sposobu jej łagodzenia i „odmrażania” stanu obecnego.
W razie wzrostu konfrontacji neozimnowojennej Europa Środkowo-Wschodnia odgrywałaby rolę tarczy dla Zachodu, hamulca rosyjskiej presji. Idzie tu zwłaszcza o neutralizowanie i redukowanie presji i zagrożeń agresją na kraje bałtyckie: Litwę, Łotwę i Estonię. Oznacza to utrzymywanie i demonstrowanie sojuszniczych zdolności odstraszania zarówno przed agresją „nieterytorialną”, poniżej progu otwartej, regularnej wojny, jak i ograniczoną agresją terytorialną.
Szczególną rolę powinno odgrywać także, realne i gwarantowane utrzymania tzw. „wrót suwalskich”, zapewniających lądową łączność operacyjną krajów bałtyckich przez Polskę z pozostałymi krajami NATO.
Trzymanie nogi we wrotach suwalskich oraz realnego operacyjnego zagrożenia dla Obwodu Kaliningradzkiego to istotny element odstraszania Rosji przed agresją na kraje bałtyckie i tym samym utrzymywania stabilności strategicznej w Europie. Taki scenariusz oznaczałby potrzebę dalszego wzmacniania strategicznego tego regionu: rozbudowy infrastruktury obronnej i zwiększania oraz utrwalania obecności wojsk sojuszniczych. Same kraje tego regionu siłą rzeczy podlegałyby coraz większej militaryzacji.
Druga opcja to niekorzystne dla Europy Środkowo-Wschodniej przekształcenie się jej w polityczno-strategiczny bufor między Rosją i Zachodem, w region, w którym przenikają się wpływy zarówno Zachodu, jak i Rosji. Mogłoby do tego dojść tylko w przypadku wewnętrznego załamania się dwóch obecnych struktur świata zachodniego w ich dotychczasowej roli, tj. NATO i Unii Europejskiej.
NATO np. w wyniku wycofania się USA z Europy, a Unii Europejskiej np. w efekcie podziału części o tzw. różnej prędkości integracyjnej. W takim przypadku krajom środkowo-europejskim mogłoby grozić wpadnięcie w szarą strefę bezpieczeństwa z mocnymi wpływami w niej Rosji. Wydaje się, że wystąpienie obydwu powyższych warunków jednocześnie – rozpad NATO i UE – jest mało prawdopodobne i tym samym ten „czarny scenariusz” dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej również. Odnotowuję go dla zasady.
Trzecia opcja to poświęcenie przez Zachód jakiejś części interesów w regionie Europy Środkowo-Wschodniej na ołtarzu odwrócenia konfrontacji i poszukiwania nowego odprężenia w stosunkach z Rosją, potrzebnego dla realizacji innych własnych interesów. Byłaby to swego rodzaju „Jałta II”, miękka odmiana porozumień jałtańskich o podziale stref wpływów w Europie.
Mogłoby to przyjąć zwłaszcza postać mniejszej lub większej „demilitaryzacji” wschodniej flanki NATO i UE przez USA i kraje Europy Zachodniej. Oznaczałoby to cichą i wstydliwą zgodę na istnienie w NATO krajów „drugiej kategorii”, a w UE – krajów peryferyjnych o „mniejszej prędkości” i tym samym zgodę na częściowe uwzględnienie interesów Rosji w tym regionie.
W podsumowaniu warto podkreślić, że przez najbliższe lata najprawdopodobniej kontynuowana będzie neozimnowojenna konfrontacja między Rosją i Zachodem. Nie widać oznak wycofywania się z niej po żadnej ze stron. Jeśli NATO we współpracy z UE wypracuje i wiarygodnie zaprezentuje koncepcyjną odpowiedź na narzucone przez Rosję warunki konfrontacji, można oczekiwać względnie ustabilizowanego przebiegu dalszej neozimnowojennej rywalizacji między Rosją i Zachodem.
Jeśli zaś Zachód nie będzie w stanie podjąć skutecznych kontrdziałań, to Rosja uwierzy w sens podejmowania bardziej ryzykownych kroków, co wprowadzi czynnik destabilizacji do neozimnowojennych relacji w Europie, zwłaszcza na jej wschodnich rubieżach. Na dziś obydwa scenariusze stabilizacyjny i destabilizacyjny wydają się być w miarę jednakowo prawdopodobne.
We wszystkich możliwych scenariuszach region Europy Środkowo-Wschodniej jest bardzo wrażliwy na kształtowanie się relacji między Zachodem i Rosją. Może być zarówno ważnym dla Zachodu czynnikiem powstrzymywania Rosji w warunkach neozimnowojennej konfrontacji, jak i przedmiotem przetargu na drodze do „zgniłego kompromisu”, nie mówiąc już o najbardziej dramatycznej opcji – tj. stania się główną ofiarą rozpadu struktur euroatlantyckich.
Dlatego państwa naszego regionu, w tym Polska w szczególności, robić muszą wszystko, aby minimalizować ryzyka złych scenariuszy.
***
Wydaje się, że na tle rosnącego zagrożenia ze strony Rosji, Polska jako kraj o średnim dziś potencjale demograficznym, ekonomicznym i politycznym, zrobiła dużo dla wzmocnienia własnych zdolności obronnych i dla wzmocnienia całej wschodniej flanki Sojuszu.
Zaczęło się od wypełnienia naszych zobowiązań przed akcesyjnych. W 2001 roku ( a miałem wtedy honor pełnić obowiązki ministra obrony narodowej), udało mi się przekonać wszystkie liczące się siły polityczne (także opozycyjne) oraz ówczesnego Prezydenta , do poparcia tzw. sześcioletniego planu modernizacji polskich sił zbrojnych. Oznaczało to rozpoczęcie trudnej (a czasem bardzo bolesnej) reformy w oparciu jednak o realny zwiększony poziom finansowania. W ustawie związałem w sposób sztywny (choć ministrowie finansów bardzo tego nie lubią), budżet obronny ze wzrostem PBK w wyniku wzrostu gospodarczego, na poziomie 2% PBK. Wzrost gospodarczy Polski trwa niezmiennie do dzisiaj i dlatego też z roku na rok realne nakłady na obronność nieustannie rosną.
Udało się dzięki temu podnieść procentowy udział wydatków na modernizację techniczną do zadowalającego poziomu ok. 25% całości budżetu obronnego. Z tych pieniędzy polska armia kupiła wtedy F-16, a dzisiaj kupuje m.in. baterie rakiet Patriot.
Warto przy tym zaznaczyć, że Polska była chyba jedynym krajem NATO, które zareagowało na rosnące zbrojenia rosyjskie podnosząc poziom własnego budżetu obronnego. Większość krajów członkowskich w tym samym czasie obniżyła budżety obronne w ramach postzimnowojennego odprężenia i samozadowolenia. Po latach miałem dużą satysfakcję gdy w 2014 roku w czasie wizyty prezydenta Obamy usłyszałem, że Polska miała rację jeśli chodzi o ocenę rosyjskiego zagrożenia.
Ważnym, elementem motywującym do zwiększenia wysiłku obronnego było uzyskanie (też w 2001 roku) tzw. Planu Ewentualnościowego NATO. Warto podkreślić, że dzisiaj Plan Ewentualnościowy Sojuszu dla krajów bałtyckich jest ściśle związany z tym naszym obowiązującym od 2001 roku.
Dysponując wysoką sojuszniczą wiarygodnością Polska mogła skutecznie zabiegać o właściwą reakcję Zachodu w momencie kryzysu krymskiego i wojny w Donbasie.
Wiem, że postawa Polski miała istotny wpływ na zachowanie całości NATO i Unii Europejskiej wobec kryzysu wojennej przecież natury w bliskim sąsiedztwie politycznych i wojskowych struktur świata Zachodu.
Polska miała wpływ na ukształtowanie się zachodniej odpowiedzi polityczno-wojskowej na rosyjską podprogową agresję. Początek dał szczyt NATO w New Port, a później także w Warszawie.
Z polskiego doświadczenia wynika jednoznacznie, że o bezpieczeństwie w mało bezpiecznym regionie Europy Środkowo-Wschodniej, współdecyduje nasze zaangażowanie w proces umacniania Sojuszu i nasze zaangażowanie w postęp procesu integracji europejskiej. To zaangażowanie musi się jednak wyrazić także w determinacji i wysiłku na rzecz budowy własnych zdolności obronnych rozumianych i planowanych jako fragment zdolności obronnych całego Zachodu.