W Berlinie odbyło się jak co roku Körber History Forum, gdzie gościem honorowym był Prezydent Polski Bronisław Komorowski.
Prezydent wygłosił przemówienie otwierające Forum.
Mija właśnie 20 lat od uzyskania przez kraje Europy Środkowo-Wschodniej członkostwa w NATO i 15 lat od uzyskania członkostwa w Unii Europejskiej. Stało się to możliwe w wyniku rozpadu systemu komunistycznego, rozkładu Związku Sowieckiego i odzyskania przez kraje regionu prawa do samostanowienia. Niepoślednią rolę odegrał w tym procesie masowy opór społeczny w Polsce zorganizowany w wielomilionowym ruchu „Solidarność”.
Te ważne dla nas rocznice obchodzimy jednak w przekonaniu, że projekt Europa przeżywa aktualnie poważne kryzysy. To nie tylko nie w pełni zakończony kryzys ekonomiczny strefy euro (warto przypomnieć, że Polsce jako jedynemu z krajów UE udało się nieprzerwanie podtrzymać rozwój gospodarczy). To także brexit, i zaledwie zamrożony kryzys migracyjny. To także agresja Rosji na Gruzję i Ukrainę, a więc kraje dążące do zbliżenia z Zachodem. Do zjawisk kryzysowych należy również zaliczyć narastającą siłę i atrakcyjność antyeuropejskich sił politycznych, populizm i fundamentalizm.
Poszerzenie UE i NATO o kraje Europy Środkowej i Południowej było operacją uzasadnioną i udaną. Opierało się na mocnych fundamentach cywilizacyjnych i geopolitycznych. Rozszerzenie nie było, jak chcieli przeciwnicy tego procesu z Zachodu i z Rosji, prostą ekspansją obu wspólnot na wschód. Co do istoty, było to przyłączanie się krajów tego regionu do procesu integracji świata Zachodu, od którego byliśmy odcięci przez niesprawiedliwy wyrok historii, gdy znaleźliśmy się po złej stronie żelaznej kurtyny. To nie mogło trwać wiecznie. Ówcześni przeciwnicy poszerzenia NATO i UE argumentowali z pozycji mentalności właściwej dla czasów XIX-wiecznego Kongresu Wiedeńskiego, ale na szczęście dla Europy te czasy mamy dawno za sobą. Aktualny i decydujący był świadomy wybór świata wartości, na których oparła się integracja Zachodu.
Kiedy mówię, że to była operacja uzasadniona, oparta na mocnych fundamentach, to dlatego, że narody Europy Środkowej od ponad tysiąca lat należały do tej samej łacińskiej cywilizacji, brały żywy udział w tworzeniu europejskiej kultury, dzieliły wspólnie z Europą jej dobre i złe doświadczenia. Będąc za żelazną kurtyną pragnęły dołączyć do jednoczącej się Europy i po prostu nie można im było tego prawa odmówić. Zresztą rozszerzenie było korzystne dla wszystkich.
Dla całej Europy była to szansa na przezwyciężenie doświadczenia wieloletniego podziału z czasów zimnej wojny, ale dla Niemiec była to także szansa na zjednoczenie państwowe i narodowe. Dla byłych krajów komunistycznych oznaczało to umocnienie odzyskanej suwerenności i szansy na nadgonienie gospodarczych zaległości z tytułu życia w ramach gospodarki realnego socjalizmu. Dla wszystkich było to poszerzenie wspólnego rynku.
Problemy z Rosją brały się stąd, że i po zakończeniu zimnej wojny pozwoliliśmy żywić Moskwie wrażenie i hodować marzenia, że pomimo upadku bloku komunistycznego i żelaznej kurtyny żyjemy nadal w czasach „koncertu mocarstw”. Przetrwało przekonanie, że Rosja ma prawo do swojej strefy wpływów, ma prawo decydować o kształcie zjednoczonej Europy czy o bezpieczeństwie Zachodu. Z Rosją potrzebny jest dialog, ale nie kosztem praw mniejszych krajów z jej sąsiedztwa. Nie można akceptować zastraszania nas przez Moskwę i ulegać temu zastraszaniu, bo to byłby koniec Sojuszu i Unii. To byłoby zaprzeczenie fundamentowi wartości, które legły u podstaw NATO i UE.
Obecne kryzysy mają źródła głównie w naszych obecnych słabościach i błędach, a nie w decyzjach podjętych w latach 90.! Dotyczy to zarówno zjawisk kryzysowych czy niepokojących z punktu widzenia spoistości i wiarygodności Zachodu na szczeblu krajowym, jak i w łonie naszych obu wspólnot. Z reguły jest tak, że problemy wewnętrzne, zawinione przez władze poszczególnych państw przenoszone są na poziom Wspólnoty. Widzimy to dokładnie na przykładzie UE. Ale też czasem Unia nie jest w stanie sprostać uzasadnionym oczekiwaniom swych członków czy lękom ich społeczeństw.
W sposób naturalny pojawia się więc pytanie o trwałość i przywiązanie do europejskich wartości. Ono się pojawia zwłaszcza tam, w tych krajach gdzie widzimy rosnącą obecność i siłę partii populistycznych, nacjonalistycznych i antydemokratycznych, gdzie na naszych oczach podejmowane są próby zamiany instytucji demokratycznych w ich dekoracje, w ich atrapy. W jakiejś mierze dotyczy to także Polski, jej obecnych władz.
Czujemy, że Europa znalazła się na rozdrożu, że odczuwalne zmiany generacyjne i świadomościowe postawiły na porządku dnia dyskusję o pożądanym ustroju i charakterze Unii Europejskiej, że w życiu publicznym pojawiło się wiele sił eurosceptycznych, lansujących pomysły na nieliberalną demokrację czy kwestionujących zasady wolności gospodarczej jako dźwigni rozwoju. Czujemy narastanie zjawisk kryzysowych, ale osobiście, nie uważam aby był to już kryzys wartości i ich dezaktualizacja. To nie jest kryzys fundamentów wartości tworzących Europę, choć trzeba pamiętać, że zawsze i w każdym społeczeństwie będzie pewien procent ludzi nieufnych wobec wolności, liberalizmu, otwartości, demokracji. Jest to problem trudności w sztuce łączenia wartości uniwersalnych, także tych, które są zapisane w Traktacie lizbońskim, z naturalną potrzebą umacniania tożsamości każdego człowieka czy narodu. Jeśli pojawia się zagrożenie dla tożsamości, i jest ono łączone ze złą interpretacją czy z błędną realizacją wartości ogólnych, zaczyna się kwestionowanie wartości, jako sprawców zagrożenia.
Ten oręż polityczny znalazł się w rękach sceptyków lub jawnych przeciwników postępu integracji europejskiej. Zwolennicy umocnienia postępu integracyjnego musza o tym pamiętać w codziennej praktyce funkcjonowania poszczególnych krajów członkowskich i Unii jako całości.
Szwajcarski historyk i intelektualista Gonzague de Reynolds napisał kiedyś, że „każdy ustrój niszczy się sam przez nadmierny rozrost własnych zasad”. To cenna myśl. Jeśli nasze ustroje, przez nieroztropne korzystanie z wolności czy otwartości nie potrafią zapewnić obywatelom UE poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego czy kulturowego, wtedy obywatele próbują się zamknąć w swoich granicach politycznych i mentalnych. Zawsze też znajdzie się ktoś, kto dla zdobycia władzy będzie im podawać fałszywe recepty zaradzenia problemom. Pojawiają się syrenie śpiewy, które prowadzą społeczeństwa, całe kraje na manowce. I nie dotyczy to tylko krajów Europy Środkowo-Wschodniej i Południowej. Ten syreni śpiew słychać dzisiaj od Atlantyku po Bałtyk.
Takim syrenim śpiewem jest dziś na przykład hasło powrotu do „Europy ojczyzn”. To fałszywe hasło. Poszczególne europejskie narodowe ojczyzny mają się dziś w Unii Europejskiej tak dobrze, jak nigdy w swej historii. Ale dlaczego ono się pojawia? Dlaczego okazuje się atrakcyjne? M.in. dlatego, że UE nie potrafiła stać się atrakcyjną i przekonywującą „europejską ojczyzną”, eksploatującą i podkreślającą typowo europejską wartość jaką stanowi różnorodność kulturowa. Pokazywanie i umacnianie elementów wspólnych fundamentów ogólnoeuropejskich trzeba równoważyć troską o zachowanie różnorodności kulturowej jako wartości samej w sobie.
W Polsce pojęciem „europejskiej ojczyzny” posługiwał się np. Jan Paweł II czy wybitny poeta Zbigniew Herbert. Ojczyzna nie jednak tylko zestawem wartości i norm czy standardów, które bywają abstrakcyjne czy sterylne. Ojczyzna, to również przeszłość, dziedzictwo, tradycja, dobra czy zła, ale wspólna, wywołująca wzruszenia, dająca poczucie wspólnoty tożsamości i losu.
To również, w przypadku naszego kontynentu, udział chrześcijaństwa w tworzeniu naszej cywilizacji i tożsamości. Moim zdaniem UE zabrakło zrozumienia dla tej potrzeby. Niekiedy można odnieść wrażenie, że to dziedzictwo dzisiaj wręcz przeszkadza czy wręcz uwiera, że tego dziedzictwa z dziejów i tożsamości Europy niektórzy chcieliby się wyprzeć. To są sprawy, które wymagają przemyślenia. Pamiętamy, jak się kiedyś mówiło „dokąd gotyk, dotąd Europa”. Może więc nieszczęśliwy pożar katedry Notre Dame powinien nas skłonić do bardziej życzliwego wejrzenia w dziedzictwo późnego średniowiecza, które ukształtowało dojrzałą europejską tożsamość.
Obrona fundamentów wartości, o które oparta jest Unia jest ważna, ale najlepszą ich obroną jest skuteczność w rozwiązywaniu aktualnych życiowych problemów ludzi, których żadne państwo nie jest w stanie rozwiązać samotnie. Myślę, że zawsze najlepiej przemawia do wyobraźni konkret. Z tego punktu widzenia trzeba docenić np. zniesienie roamingu telefonicznego. Przysporzyło to Unii Europejskiej wielu entuzjastów i to nie tylko w nowej, młodszej generacji. Jeśli instytucje europejskie wykażą zbliżoną skuteczność w rozwiązywaniu innych, podobnych problemów to nie lękam się o przyszłość.
Jest przecież pewne, że wielkich problemów, ale i wielkich wyzwań nam nie zabraknie. Myślę o ekologii, wyzwaniach związanych z globalizacją gospodarki, Internetem. Europejczycy są praktyczni i docenią skuteczność. Głęboko więc wierzę, że już za kilka lat będziemy patrzyli na aktualną, przygnębiającą sytuację z wiosny 2019 roku, jako na część przejściowego zjawiska historycznego pod nazwą „Opanowanie kryzysu Europy w drugiej połowie, drugiej dekady XXI wieku”.
Bronisław Komorowski, Körber History Forum, Berlin, maj 2019 r.