Udostępnij ten wpis

Bronisław Komorowski w wywiadzie dla Wiadomo.co: Warunkiem zwycięstwa będzie wspólna lista

Obserwuję to bez satysfakcji, tylko ze smutkiem. I nie tylko ja, bo była i jest w dalszym ciągu w polskiej polityce duża grupa ludzi, która bardzo serio traktuje zasadę rozdzielenia polityki od biznesu i że polityka nie powinna być drogą do czerpania korzyści osobistych. Tacy politycy w świetle tego, co się dzieje w środowisku Kaczyńskiego, mówiąc po warszawsku, okazali się frajerami. Nie wiem, jak się z tym czują ludzie z samego PiS, bo tam przecież muszą być osoby, które uważają, że to nie jest w porządku. Musieli wierzyć w głoszoną przez ich partię sanację polityczną. Co czują teraz, gdy widzą, że prezes jak pająk siedzi i trzyma wszystkie nitki pajęczyny: powiązań rodzinno-towarzyskich, uwłaszczenia nomenklatury, niejasnych powiązań z bankami, ze sferą biznesu, sterowanie rządem bez brania odpowiedzialności? – mówi w rozmowie z nami były prezydent Bronisław Komorowski. Pytamy o stan polskiej demokracji, taśmy Kaczyńskiego i Wiosnę Roberta Biedronia. Pytamy też o nadchodzące wybory. – Może się okazać, że to będą najważniejsze wybory po 89 roku, które są szansą na zatrzymanie PiS-u póki nie jest za późno. W 1989 roku walczyliśmy o zmianę ustroju, teraz będzie walka o utrzymanie ustroju, który budowaliśmy przez 30 lat, ustroju państwa demokratycznego, silnie zakorzenionego na Zachodzie – podkreśla nasz rozmówca.

JUSTYNA KOĆ: Jak pan patrzy dzisiaj na polską politykę, to cieszy się pan, że może obserwować ją z boku?

BRONISŁAW KOMOROWSKI: Trudno tu o jakąkolwiek satysfakcję, bo źle się dzieje w polskiej polityce. W moim przekonaniu pogrąża się ona w swoistym kryzysie poczucia misji. Zagraża zresztą zarówno skarlenie polityki, jak i zanik poczucia odpowiedzialności za Polskę w wymiarze strategicznym, a nie tylko taktycznym od wyborów do wyborów. Zanika wola podejmowania trudnych, a nadal koniecznych wyzwań reformatorskich stojących przed krajem ciągle jeszcze goniącym europejski peleton państw wyżej rozwiniętych. Zanika odwaga w podejmowaniu wyzwań reformatorskich, wtedy gdy oznaczają one ryzyko decyzji mało popularnych. To skarlenie polskiej polityki przejawia się m.in. w panoszeniu się wszelkiej maści populizmów – i prawicowych, i lewicowych. Nawet centrum polityczne zdaje się ulegać tej pokusie.
Temu wszystkiemu towarzyszy narastająca ostrość konfliktu politycznego, odchodzenie od cnoty szukania kompromisu na rzecz ostrości podziału, wyrazistości różnic, woli postawienia na swoim. Trudno więc o satysfakcję, szczególnie trudno tym, którzy o wolną, demokratyczną Polskę walczyli w czasach komunizmu i którzy ją potem przez lata budowali.

Powiedział pan o obietnicach bez pokrycia. Czy to właśnie widzi pan u Roberta Biedronia? W weekend poznaliśmy program partii Wiosna.

Do pewnego stopnia rozumiem chęć przeciwstawienia prawicowemu populizmowi PiS konkurencyjnego populizmu lewicowego. Rozumiem, ale mi się to nie podoba. Nie lubię populizmu bez względu na jego ideową barwę. Nie lubię polityki opartej na rozdawaniu na prawo i lewo obietnic bez pokrycia, bez dbałości o budżet, bez poczucia, że dobrobyt społeczeństwa bierze się z pracy, a nie z rozdawnictwa itd.
Oczywiście populizm istniał zawsze, ale odnoszę wrażenie, że zaczął dominować na polskiej scenie politycznej od roku 2015, gdy PiS wygrało podwójne wybory i m.in. dzięki takim trikom populistycznym jak zapowiedź cofnięcia reformy emerytalnej czy akcje przeciw uchodźcom wojennym. Sądzę, że to wtedy prawie cała scena polityczna uległa swoistej fascynacji populizmem jako metodzie wyborczej. A swoją drogą ciekawe, jak to działa. Dla przykładu, młodzi ludzie uczestniczący w spotkaniach z panem Robertem Biedroniem entuzjastycznie przyjęli deklarację wprowadzenia emerytur obywatelskich, tzn. emerytury dla każdego niezależnie od wypracowanych czy nie składek. Bili brawo, bo zapewne nie wiedzieli, że to oni właśnie, młoda generacja, będą musieli udźwignąć podniesie składki ZUS do 20 proc. ich zarobków! Być może tak dzisiaj trzeba, być może ta zwiększona dawka populizmu stworzy szansę na wygranie wyborów. Ale również być może ja się do takiej populistycznej polityki nie nadaję. Moje bardziej konserwatywne podejście do życia i polityki wymagałoby powiedzenia wyborcom nie tylko, że będzie wysoka emerytura dla każdego, ale że to wymagać będzie zwiększenia obciążeń dla wszystkich pracujących.

Powinien przystąpić do zjednoczonej opozycji?
Każdy ma prawo zakładać własną inicjatywę polityczną, szczególnie kiedy czuje, że wyraża ona jakieś społeczne oczekiwanie. Tym niemniej jesteśmy w szczególnym momencie historii, na parę miesięcy przed wyborami do PE, niewiele więcej do parlamentu krajowego. Wiadomo, że dla opozycji główną szansą wygrania i zatrzymania procesu destrukcji polskiej demokracji przez PiS jest spowodowanie, aby słynna już metoda D’Hondta zadziałała na jej korzyść. Warunkiem jest jedna lista opozycji demokratycznej. Jest o co walczyć, bo to może być nawet 10 proc. premii za jedność. O przyszłości nie będzie decydować wynik Biedronia, Platformy, Nowoczesnej czy PSL, tylko to, czy będzie to jedna lista. Zatem każdy może zakładać partię, ale każdy musi uwzględnić przy tym to, czy zwiększa, czy zmniejsza szanse na przypadnięcie ponownie tej premii za jedność kolacji pisowskiej. Tak stało się w 2015 roku, kiedy PiS poszło w koalicji, wygrało i rządzi.
Na Robercie Biedroniu spoczywa więc ogromna odpowiedzialność za to, czy potrafi organizować swoją partię polityczną tak, aby jednocześnie nie zmniejszać szansy na jedność listy ugrupowań opozycyjnych. Deklaracje jego współpracowników świadczą niestety, że nie.
Podsumowując tę część naszej rozmowy, chciałbym powiedzieć, że nie życzę źle inicjatywie pana Roberta Biedronia. Chciałbym jednak, aby potrafił dobrze wyczuć ten moment, kiedy trzeba zamienić odróżnianie się i konkurowanie w ramach opozycji demokratycznej na dążenie do jednej, wspólnej listy wyborczej.

Cała rozmowa z Bronisławem Komorowskim dostępna jest na stronie wiadomo.co