Magdalena Pernet, Interia: Czy po zorganizowanej przez pana i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego konferencji, która była jednocześnie spotkaniem liderów sejmowej opozycji można stwierdzić, kiedy opozycja zaprezentuje choćby wspólny program minimum?
Bronisław Komorowski, były prezydent: – O to trzeba pytać liderów partyjnych. My, dwaj byli prezydenci, zorganizowaliśmy tę konferencję m.in. po to, by powstała okazja nie tylko do pokazania się opozycyjnych liderów razem, ale przede wszystkim do zaprezentowania zbliżonych poglądów w kwestii bezpieczeństwa Polski. Zrobiliśmy to, by zachęcić partie opozycyjne do budowania wspólnego minimum programowego, bo nam, dwóm byłym prezydentom, wydaje się, że to może być przydatne zarówno na etapie walki wyborczej, jak i po wyborach, zakładamy, że zwycięskich, oraz w obliczu potrzeby sformowania rządu. Opozycja powinna omówić kwestie strategiczne; uzgodnić, gdzie są granice zgody, a gdzie pojawiają się różnice. My chcemy być pomocni, ale przecież nie zastępujemy liderów opozycyjnych.
Co zadecydowało o tym, że na konferencji był też Jarosław Gowin?
– Zadecydowało to, że Jarosław Gowin jest w opozycji. Tu zresztą nie chodziło o Jarosława Gowina, ale o zasady. Albo zapraszamy wszystkich z tej strony politycznej barykady, albo popadamy w polityczne zakłamanie i głosząc hasła jedności w polityce zaczynamy od wykluczenia innych. Wiem, że pojawiają się w tej sprawie wątpliwości i opory ze względu na jeszcze niedawne uwikłanie Jarosława Gowina we współpracę z PiS-em, ale to jest kwestia tego, co kto chce pamiętać. Nie zapominając o różnych negatywnych kwestiach, także tych mnie osobiście dotyczących, staram się pamiętać to, co ludzie zrobili dobrego dla Polski. Gowin nie tylko odszedł od PiS-u, ale to on uniemożliwił przeprowadzenie łamiących konstytucję wyborów kopertowych pana ministra Jacka Sasina. To jest poważna zasługa dla demokracji. Takich ludzi nie należy odpychać. Przeciwnie, należy zachęcać, by oni i inni idący za ich przykładem stawali po dobrej stronie mocy w polityce. Trzeba pokazać Jarosławowi Kaczyńskiemu, że gdy ktoś od niego odchodzi to nie przepada, nie ginie, tylko ma szansę odnalezienia swojego nowego miejsca. Ludzie od Kaczyńskiego odchodzą i przychodzą do nas – tak powinni mówić liderzy partii opozycyjnych.
Kto powinien być po wyborach premierem?
– To uzgodnią między sobą liderzy partii tworzących koalicję rządzącą. To mogą być różne osoby, nie czuję się uprawniony do tego, by mówić kto to powinien być, bo to jest kwestia decyzji koalicyjnej. Natomiast już teraz pewne jest, że funkcja premiera nie będzie funkcją wdzięczną, bo, jeśli obecna opozycja sejmowa wygra najbliższe wybory, to odziedziczy Polskę w opłakanym stanie. Poziom długu zagranicznego będzie wyższy niż za czasów Gierka, kraj będzie obciążony skutkami inflacji i zobowiązaniami z tytułu dosyć beztrosko zawiązywanych umów na zbrojenia przez ministra Mariusza Błaszczaka. Kraj skonfliktowany z połową świata, a szczególnie z Unią Europejską. Nie sądzę więc, by na stanowisko premiera był tłum chętnych.
Zapraszamy do przeczytania całej rozmowy z Bronisławem Komorowskim, dostępnej na stronie wydarzenia.interia.pl