Waldemar Paś: Kiedy dowiedział się pan o projekcie ustawy o ochronie ludności?
Antoni Podolski: Jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie. Ale czy to ostateczna wersja, może coś jeszcze się nie zmieni? Pewnie dowiemy się niebawem.
Jakie znaczenie ma to, że to projekt opracowany przed rozpoczęciem agresji przez Rosjan?
– Żadnego. Rządzący sądzili, że się wyrobią na czas.
Przecież wiedzieli od Amerykanów, że będzie wojna.
– Na pewno chcieli jednocześnie przedstawić projekt wraz z projektem ustawy o obronie ojczyzny i na fali wzmożenia patriotycznego wymusić przyjęcie obu dokumentów przez opozycję. Ale nie zdążyli.
Skąd w ogóle wziął się ten projekt?
– Przed uchwaleniem ustawy o obronności państwa system zarządzania kryzysowego funkcjonował na podstawie ustawy o zarządzaniu kryzysowym i opierał się na kolejnych szczeblach samorządów. Obsługiwało go Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, zarówno jeśli chodzi o infrastrukturę, jak i organizację.
Chodzi o słynne RCB, które przysyła nam SMS-y o huraganach i radzi, aby zostać w domu?
– Tak, niestety RCB dało się sprowadzić do tej roli, choć powinno sprawować znacznie poważniejszą funkcję. Podlega ono premierowi, a nie ministrowi spraw wewnętrznych. Ale wróćmy do przepisów – ochrona ludności, czyli obrona cywilna, do czasu uchwalenia ustawy o obronności działała na podstawie uchylonej właśnie ustawy o powszechnym obowiązku obrony. Obrona cywilna to jest zadanie wynikające z art. 61 protokołu dodatkowego konwencji genewskiej z 1949 r. Polska jest stroną tej konwencji, a w tym przepisie chodzi o spełnienie przez państwo wszystkich zadań związanych z ochroną ludności na wypadek wojny lub klęsk żywiołowych.
Czy konwencja określa, jak to robić?
– Państwo ma wolną rękę, jak sprostać zadaniu. W PRL była oddzielna formacja obrony cywilnej podległa Ministerstwu Obrony Narodowej, celem nadrzędnym była ochrona wysiłku militarnego, a ochrona ludności drugorzędnym. Ochrona ludności obowiązuje również w czasie pokoju, np. w czasie klęsk żywiołowych.
W 2000 r. zaproponowałem, aby powierzyć to zadanie straży pożarnej. I z wyjątkiem krótkiej przerwy za pierwszego rządu PiS ten pomysł utrzymał się do dziś – szefem obrony cywilnej jest komendant główny Państwowej Straży Pożarnej. To nie jest rozwiązanie ustawowe, za każdym razem jest powoływany na to stanowisko.
Czy coś się zmieniło po uchwaleniu ustawy o obronie ojczyzny?
– Powstała luka prawna. Rządzący zaproponowali dziwaczne rozwiązanie, że akty wykonawcze do ustawy, którą uchylili, będą obowiązywać jeszcze przez półtora roku. To przecież brzmi podejrzanie nawet dla laika, nie tylko konstytucjonalisty.
Z ich wcześniejszych wypowiedzi wynika, że zdawali sobie sprawę, co robią.