PiS rozpętał tę awanturę teraz właśnie ze względu na grożącą rosyjską inwazję na Ukrainę, a nie dlatego, że lekceważy to zagrożenie lub go nie dostrzega. Politycy PiS uważają, iż właśnie teraz mogą sobie na to pozwolić.
Czytając komentarze i obserwując reakcje administracji USA po nagłym przegłosowaniu ustawy wywłaszczającej TVN, nasunęła mi się refleksja, iż najgroźniejszym na przyszłość aspektem tej afery jest kompletne niezrozumienie motywów i celów, jakimi kieruje się PiS, zadzierając z Waszyngtonem.
Moją intuicję potwierdził zresztą we wczorajszym wywiadzie dla „Wyborczej” były ambasador w USA Ryszard Schnepf, mówiąc, że „Amerykanie do końca nie wiedzą jeszcze, jakie kroki podejmą. Dochodzi do nas, do Warszawy, wiele zapytań z kręgów administracji i amerykańskich think tanków, by wytłumaczyć, o co właściwie chodzi rządowi, jaka to gra. Oni po prostu tego nie rozumieją. To nie jest w kulturze politycznej Ameryki i dla nich to spore zaskoczenie”.
Z punktu widzenia bezpieczeństwa narodowego Polski to jest właśnie najbardziej niepokojący aspekt i prognostyk na przyszłość, bowiem skutki tej, niezrozumiałej chyba dla większości państw, polityki dotkną nas wszystkich, nie tylko wyborców i polityków PiS. I trudno się dziwić temu niezrozumieniu, skoro najwyraźniej motywy działań naszej prawicy są tak absurdalne i oderwane od realiów, że kwalifikują się bardziej do analizy dla psychologa lub psychiatry niż dla eksperta od polityki.
Oto jak kombinuje PiS
Mimo wszystko jednak spróbuję odtworzyć ten dziwaczny tok rozumowania, który doprowadził do zaskakującego dla Waszyngtonu (i niestety również opozycji) ruchu PiS narażającego na szwank relacje transatlantyckie z kluczowym sojusznikiem i gwarantem naszego bezpieczeństwa właśnie w apogeum zagrożenia za wschodnią granicą.
Otóż moim zdaniem PiS rozpętał tę awanturę teraz właśnie ze względu na aktualnie napiętą sytuację międzynarodową i grożącą rosyjską inwazję na Ukrainę, a nie dlatego, że lekceważy to zagrożenie lub go nie dostrzega. Politycy PiS uważają, iż właśnie teraz mogą sobie na to pozwolić. Oni i ich kluczowi doradcy od dłuższego czasu hołdują wizji, że to Polska (podobnie jak ich ulubiona Turcja) jest ważna dla USA, a nie na odwrót, i że właśnie teraz Waszyngton będzie musiał pogodzić się z polskimi aroganckimi działaniami ze względu na konieczność obrony wschodniej flanki NATO. Podobnie jak Amerykanie od lat znoszą arogancję i łamanie praw człowieka przez Turcję Erdogana czy Arabię Saudyjską…
W swej arogancji i błędnej diagnozie sytuacji utwierdziły niestety PiS właśnie USA i UE, z jednej strony histerycznie i nadmiernie pozytywnie reagując na polskie wyolbrzymianie zagrożenia hybrydowego ze strony Białorusi, jak i co gorsza generalnie akceptując i de facto wspierając w imię obrony przed tym zagrożeniem nieludzkie łamanie praw człowieka na polskiej granicy wschodniej.
Do tego jeszcze podjęcie przez Merkel rozmów z Łukaszenką mogło także nasunąć pisowcom wniosek, że Zachód jest „miękki” i jak mawiał ich ulubiony Piłsudski – „parszywieńki”. Ostatnim błędem było moim zdaniem zaproszenie przez prezydenta Bidena jednak Andrzeja Dudy (w odróżnieniu od Orbána) na „Szczyt dla demokracji”. Niestety, to tylko utwierdziło PiS w przekonaniu o wspomnianej „miękkości” Zachodu.