Udostępnij ten wpis

EURO zamiast armat! – komentarz Antoniego Podolskiego

Moim zdaniem członkostwo w Unii i ewentualne (oby jak najszybsze) przyjęcie EURO ma znacznie większe znaczenie dla naszego długofalowego bezpieczeństwa narodowego niż członkostwo w NATO czy hybrydowy i jednobiegunowy sojusz wojskowy z USA a nawet ewentualne założenie w Polsce niewielkiej stałej bazy US Army.

W dyskusji wokół zapowiadanego zawetowania przez Polskę i Węgry nowego budżetu UE niemal powszechnie pomija się skutki tak zapoczątkowanego Polexitu dla bezpieczeństwa narodowego, ograniczając się do kwestii ekonomicznych lub ochrony swobód demokratycznych. Tymczasem dla bezpieczeństwa Polski członkostwo w Unii a wręcz jego pogłębienie poprzez jak najszybsze wejście do strefy Euro jest co najmniej tak ważne – o ile nie ważniejsze – od członkostwa w NATO czy nierównoprawnego sojuszu z USA Trumpa. Sojusz bowiem zakłada wspólnotę interesów i zobowiązań oraz pewność co do wiarygodności i lojalności partnera. Czy cechy te spełniały USA rządzone przez obecnego Prezydenta pozostawiam ocenie i inteligencji czytelników.
Swoistym paradoksem jest bowiem – mimo gorącego sporu politycznego dzielącego Polskę od kilkunastu lat – całkowite niemal zmonopolizowania tematyki bezpieczeństwa narodowego przez optykę narzuconą przez PiS. Jeśli bowiem spojrzeć na kwestię dominującej w klasie politycznej i mediach optyki na członkostwo w NATO i UE to skonstatujemy, że w dominującej opinii Sojusz zapewnia nam bezpieczeństwo a Unia nie tyle dobrobyt co w najbardziej prymitywnym ujęciu transfer środków finansowych. Symptomatyczne zwłaszcza, że w trwającej od lat dyskusji o wejściu do strefy EURO operuje się jedynie argumentacja ekonomiczno-finansową, pomijając w niej aspekt bezpieczeństwa. Obywatele, także o nastawieniu opozycyjnym a chyba i politycy opozycji dali sobie wmówić, że Polska jest szczególnie zagrożona bezpośrednią rosyjską militarną agresją i w związku z tym musi rozbudowywać armię (także quasi partyzanckie Wojska Obrony Terytorialnej), na gwałt kupować, bez offsetu, po każdej proponowanej cenie i jakości amerykański sprzęt i również za każdą cenę doprowadzić do zbudowania stałej bazy wojskowej w Polsce, o groteskowej nazwie Fort Trump. Opozycja jest w tej kwestii od lat w pełnej defensywie i co najwyżej nieśmiało stara się udowadniać, że to ona a nie PiS jest bardziej, naprawdę i szczerze proamerykańska i wyczulona na rosyjskie zagrożenie. Może jednak warto zamiast grać na boisku PiS i według jego reguł, zmienić punkt widzenia i zamiast przekrzykiwać się kto bardziej kocha USA zwrócić uwagę na znaczenie UE dla naszego bezpieczeństwa?
O długofalowym bezpieczeństwie danego państwa nie decydują bowiem głównie względy i sojusze wojskowe a polityczne, nie ilość czołgów (zwłaszcza z demobilu) a trwałość geosystemu polityczno-gospodarczego w jakim osadzony jest dany kraj a zwłaszcza jego związki gospodarcze z partnerami i sojusznikami. Zwłaszcza zaś decydujący jest rachunek ryzyka jakie dla danego systemu, zwłaszcza ekonomicznego, (w tym przypadku europejskiego i szerzej euroatlantyckiego) stanowiłoby siłowe wyeliminowanie z niego jednego z państw. I oczywiście zupełnie odmiennie ten rachunek wypada w przypadku państwa aktywnie umocowanego w głównym jądrze europejskiego systemu, państwa operującego tą samą walutą co np. Paryż i Berlin a zupełnie odmiennie dla autoalienującego się, archaicznego dziwoląga politycznego, podkreślającego na każdym kroku swą odmienność, wyjątkowość i misję dziejową obrony wiary katolickiej przed europejskim zepsuciem.
Nie przypadkiem realistycznie (jak zwykle tradycyjnie zresztą) myślące elity małych państw naszego regionu nie miały wątpliwości by jak najszybciej wejść do strefy Euro nawet kosztem ryzyka chwilowego pogorszenia bilansu finansowego. U nas tymczasem, niezależnie od ideologicznych aspektów prawicowej optyki europejskiej, łatwo przytacza się negatywne skutki finansowe szybkiego przyjęcia Euro, zapominając do kosztów jego odrzucenia dodać niszczące finanse publiczne trwonienie pieniędzy na wydatki obronne zamiast na ochronę zdrowia i inne cele społeczne. Mówiąc brutalnie polski niewydolny system ochrony zdrowia, a zwłaszcza niedofinansowane od lat ratownictwo i profilaktyka chorób przewlekłych, zabiły i zabijają codziennie znacznie więcej osób niż ewentualnie terroryści czy nawet wschodni agresor. Dobitnie pokazała to histeryczna i chaotyczna reakcja władz na zagrożenie epidemią koronawirusa.
Niestety nasza powszechna optyka jest odmienna a wręcz można zauważyć – jak wspomniałem – jedną wspólną linię łączącą na co dzień skłócone polskie elity polityczne i wspierających je wyborców. Jest to przekonanie, iż jedyną słuszną reakcją na wyznawane przekonanie o narastaniu bezpośredniego zagrożenia ze strony odbudowującego swą potęgę wschodniego sąsiada jest wzmożenie wysiłku obronnego, ożywianie NATO i jak największa ilość amerykańskich gwarancji politycznych dla Polski wraz z idącymi za nimi dyslokacjami kolejnych instalacji i jednostek militarnych. Pozornie jest to słuszna i logiczna reakcja a kolejne miliardy złotych wydawanych na zbrojenia a nie na inwestycje gospodarcze, infrastrukturalne czy cele społeczne wydają się być nie budzącą wątpliwości koniecznością polskiej racji stanu. Podobnie jak wzrastające uzależnienie polityczne od USA idące w parze z coraz większym dystansem wobec nabierającej nowego oddechu po kryzysie wirusowym dalszej integracji europejskiej. Czy jednak nie są to tylko pozory i ten wysiłek ekonomiczno-militarny nie jest w istocie marnowaniem możliwości rozwojowych zarówno w wymiarze gospodarczym jak i społeczno-politycznym?
Poza zasadniczą wątpliwością czy ten wyścig zbrojeń z Federacją Rosyjską jesteśmy w stanie wygrać nawet wzmocnieni mniej lub bardziej realnym wsparciem sojusznika zza Oceanu i kanału La Manche, wydaje się że jest to raczej zwalczanie skutków a nie przyczyny sytuacji, skupianie się na konsekwencjach a nie istocie problemu jakim jest gospodarcza rywalizacji Rosji z szeroko rozumianym” Zachodem” o obszar postsowiecki. Rywalizacji powtórzę moim zdaniem przez wszystkim gospodarczo-politycznej a jedynie wtórnie polityczno-militarnej.
W tej dziedzinie podstawowym efektem pięciu lat rządów Zjednoczonej Prawicy i Andrzeja Dudy w Pałacu Prezydenckim jest całkowite samoodcięcie się Polski od głównego nurtu dyskusji a zwłaszcza praktycznych działań w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego UE, zarówno z przyczyn ideologicznych (niechęć do rzekomej ingerencji unijnej w polską suwerenność) jak i błędnej interpretacji priorytetów w tym zakresie, zwłaszcza zaś przekonanie o wadze rzekomego (wyjaśnienie poniżej) sojuszu z USA jako jedynej gwarancji rzekomo zagrożonego przez Rosję bezpieczeństwa.
Dotyczy to zarówno sfery politycznej, obronnej jak i gospodarczej. W tym ostatnim obszarze szczególnie długofalowe skutki ma utrata szansy na integrację (a faktycznie ocalenia) polskiego przemysłu specjalnego z europejskim (praktycznie francusko- hiszpańsko- niemieckim) w efekcie zerwania kontraktu na Caracalle. Efektem znacznie gorszym niż opóźnienia w modernizacji polskich wojsk aeromobilnych jest wyłączenie się Polski i odmowy z udziału w proponowanych zwłaszcza przez Francję europejskich projektach gospodarczych w dziedzinie przemysłu zbrojeniowego. Zmiana optyki na te sprawy w efekcie proamerykańskiego serwilizmu ekip kierujących MON od 2015 i szerzej PiS, powoduje, że zamiast możliwości skoku technologicznego w tym zakresie jako współtwórcy i współwytwórcy nowych technologii uzbrojenia skazujemy się na rolę jedynie kupca starszego technicznie sprzętu i petenta, amerykańskiego, przemysłu zbrojeniowego.
Co się zresztą tyczy samych zbrojeń i zakupów uzbrojenia to warto zwrócić uwagę, iż dziwnym trafem podstawowym sprzętem polskiej armii jest sprzęt europejski a nie amerykański. To niemieckie Leopardy a nie amerykańskie Abramsy przekazano nam za symboliczną opłatą, to na fińskich Patriach a nie Bradleyach jeżdżą polscy żołnierze. Lataliby też już francuskimi Caracallami gdyby nie wspomniane unieważnienie przetargu przez rząd Zjednoczonej Prawicy…
Podobne tendencje występują w zakresie współpracy politycznej i wojskowej czy szerzej wspólnego bezpieczeństwa w ramach UE, gdzie Polska dystansuje się a czasami wręcz hamuje koncepcje i działania integracyjnej w tym zakresie. Przykładami są m.in. sprzeciw wobec Europejskiej Prokuratury, Europejskiej Straży Granicznej, Europejskiej Współpracy Wywiadowczej a zwłaszcza Eurokorpusu.
Opozycja powinna odważnie podjąć – zarówno w aspekcie polskiej racji stanu jak i kampanii wyborczej – działania propagandowe i edukacyjne podnoszące wagę aspektu bezpieczeństwa w naszym członkostwie w UE, dotąd wprowadzanego głównie do aspektu korzyści finansowych lub gwarancji wolności obywatelskich. Szczególnie może być to istotne w aspekcie powracającego oskarżania opozycji przez rząd (niestety niesłusznie) o dążenie do szybkiego wprowadzenia Waluty Europejskiej po wygraniu wyborów. Od lat zresztą temat Euro jest używany przez PiS do ataków propagandowych na KO w kontekście rzekomej pauperyzacji społeczeństwa jako efektu rezygnacji ze złotego. Zmiana optyki na członkostwo w UE na tak ważną – także dla potencjalnych wyborców Prawicy – gwarancję bezpieczeństwa jaka daje członkostwo w Unii a zwłaszcza Eurostrefie – pozwoli przerzucić dyskusje na wygodniejszy obszar dla opozycji.
Osobiście jestem przekonany, że właściwą reakcją ze strony Polski na erozję systemu bezpieczeństwa transatlantyckiego w efekcie polityki aktualnego prezydenta USA powinno być jeszcze głębsze integrowanie się z Europą i wręcz pobudzanie europejskiej integracji a nie dystansowanie się od tego procesu, nie wręcz widoczna coraz wyraźniej satysfakcja z pozostawania poza twardym europejskim jądrem – czego symbolem jest przekonanie o głębokich korzyściach ekonomicznych jakie przynosi nam pozostawanie poza strefą Euro. Być może ograniczeni do swej wąskiej dziedziny wiedzy ekonomiści finansowi – dominujący w polskim myśleniu gospodarczym w ostatniej dekadzie – tak widzą ten problem licząc same wahania kursów i symulacje bilansów handlowych. Jeśli jednak byśmy spojrzeli na członkostwo w strefie Euro w szerszym wymiarze geopolitycznym jako na znaczne zwiększenie gwarancji naszego bezpieczeństwa bilans byłby już odmienny. Już same koszty poniesione przez ostatnie dwie dekady na modernizację polskiej armii, rozmaite misje zagraniczne mające rzekomo wzmacniać wdzięczność i miłość do Polski naszych sojuszników wydają się nie być uwzględniane w tym rozliczeniu. Z własnego doświadczenia pamiętam sytuację, gdy ważne np. dla bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli projekty związane z systemem ratowniczym nie były realizowane z powodu braku środków, które bez problemu wydawano w Iraku czy Afganistanie w ciągu miesiąca. Obecne plany gigantycznych inwestycji militarnych i zakupów zbrojeniowych tylko potwierdzają tę szkodliwą moim zdaniem tendencję marnotrawienia polskich możliwości inwestycyjnych i rozwojowych. Tymczasem już samo członkostwo w strefie Euro moim zdaniem drastycznie podniosłaby realnie polskie bezpieczeństwo w znacznie większym stopniu.
Przykład wysiłku polityczno-finansowego jaki kluczowe państwa strefy Euro włożyły w ratowanie upadającej Grecji pokazują jakie znaczenie mają dla Berlina czy Paryża stabilność a więc i bezpieczeństwo państwa, które posługuje się tą samą walutą co Niemcy lub Francuzi. A ta stabilność może być zagrożona zarówno bankructwem w efekcie błędnej polityki ekonomiczno-społecznej jak np. hybrydowej agresji czy uderzeniu cyberterrorystycznemu w system bankowy, nie mówiąc o klasycznym konflikcie zbrojnym o ograniczonym zasięgu czego tak obawiają się niektórzy polscy politycy. Tylko, że o ile w przypadku „niepodległej” walutowo Polski będzie to uderzenie tylko w krajową walutę, o tyle np. w przypadku Słowacji czy Estonii już bezpośrednio w Euro. Dlatego jak najszybsze wprowadzenie Euro w Polsce i włączenie się tym samym naszego państwa w główny nurt pogłębionej integracji zwiększa nasze bezpieczeństwo w stopniu znacznie większym niż kupowane za miliardy uzbrojenie czy kolejny amerykański pododdział zlokalizowany nad Wisłą.
Odwrotny kierunek – stopniowe ograniczanie faktycznego członkostwa we Wspólnocie Europejskiej na rzecz nierównoprawnego sojuszu z USA (do tego opartego na wyjątkowym choć nierównoprawnym kontakcie z prezydentem Trumpem, a nie na relacji z państwem jako takim co rażącym jest błędem politycznym w kontekście jego wyborczej porażki) – jest de facto działaniem na szkodę bezpieczeństwa narodowego, choć być może kreatorzy tego rozwiązania tego nie dostrzegają. Podobnie zresztą jak w latach 30. ubiegłego wieku rządząca Polską sanacja nie dostrzegała, że podkopując razem z nazistowskimi Niemcami porządek wersalski i system Ligii Narodów działali na korzyść Hitlera przyspieszając izolację i zagładę ówczesnej Polski. Oby historia się nie powtórzyła…


Autor jest byłym wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji oraz byłym Dyrektorem RCB