Udostępnij ten wpis

Być, czy nie być w UE, oto jest prawdziwie brytyjskie pytanie

W czwartek, 23 czerwca Brytyjczycy zagłosują w referendum w sprawie pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Przywołujemy dzisiaj tekst Leszka Jesienia poświęcony obecności Londynu w strukturach europejskich. Analitycy lubią określać brytyjskie członkostwo jako „dziwne” („awkward”) – przypominamy dlaczego:

Wydaje się, że „dziwne” stanowisko Wielkiej Brytanii wobec procesu integracji europejskiej jest wynikiem trzech nakładających się i wzajemnie wzmacniających zjawisk.

Po pierwsze, jest skutkiem dawnej mocarstwowej pozycji i przeszłości tego kraju. Niegdyś Londyn był punktem odniesienia dla ludzi na całym świecie, tak jak dziś jest Nowy Jork, czy Waszyngton. Był, obok Francji, mocarstwem i nadzieją dla Rzeckiego z „Lalki”, jednym z aliantów i gwarantów bezpieczeństwa Polski przeciwko Niemcom, w obliczu zagrożenia wojennego 1939 roku. Czasem ma się wrażenie, że Brytyjczycy nie do końca wyzwolili się z tego myślenia do dziś. Z pewnością jednak, był to ważny składnik wyobraźni międzynarodowej Londynu w latach powojennych.
Po drugie, imperialne zaangażowanie gospodarki brytyjskiej tradycyjnie pozostawało globalne. Począwszy od zniesienia ustaw zbożowych przez rząd Roberta Peela w 1846 roku, kraj otworzył się na wolny handel. Dla młodego Keynesa podtrzymywanie przekonań o wartości wolnego handlu należało do obowiązków intelektualnych . Jednostronne otwarcie na handel z całym światem jest świadectwem gospodarczej potęgi. Dziś, ze zmiennym szczęściem, praktykują je Stany Zjednoczone.

Lecz druga połowa XX wieku to czas gwałtownego przyspieszenia globalizacji nowego typu. W tym przyspieszeniu całego świata, najszybciej przyspieszała kontynentalna Europa, której projekt wspólnego, wolnego rynku wewnętrznego dawał jej siłę. Z wolna, z przedmiotu niechęci i ironicznej dobrotliwości, stawał się też przedmiotem pożądania. Dla praktycznej Wielkiej Brytanii oznaczało to konieczność strategicznej zmiany orientacji gospodarki i handlu.

Po trzecie wreszcie, dziwność brytyjskiego stanowiska wobec procesów zachodzących na kontynencie europejskim jest także wynikiem ewolucji ideologicznego myślenia o rynkach, gospodarce i integracji, która zachodzi w partiach politycznych. W największym skrócie, laburzyści byli początkowo niechętni integracji jako projektowi postrzeganemu jako chadecki. Konserwatyści zaś byli początkowo ostrożni wobec procesu, mającemu dzięki Monnetowi i Schumanowi silny składnik ponadnarodowy. Później to właśnie oni doprowadzili do członkostwa Wielkiej Brytanii w EWG, bo dostrzegli w tym interes dla brytyjskiego przemysłu. Dziś role odmieniły się. Laburzyści starają się sterować przesuwać konsens i mainstream europejski w stronę bliższą własnym preferencjom ideologicznym. A konserwatyści, pęknięci wewnątrz, powoli przesuwają się na pozycje eurosceptyczne.
Te trzy płaszczyzny: mocarstwową, gospodarczą i partyjną spina, jak basso continuo, kwestia suwerenności.

Fragment artykułu „Brytyjskie wahania integracyjne za czasów Schumana i dziś”, Leszka Jesienia, pochodzi z książki „Schuman i jego Europa” (2015).